czwartek, 30 sierpnia 2018



29 sierpnia - wczoraj


Miłość, ta daleka i bliska. Ludzie mówią że poznasz ją po łamaniu chleba, po dłoniach i sercu dość mocnym by zrozumieć, że obroty ziemi rozdają samotność. Zwyczajną, tuż obok, inną w tłumie, i tę niezwykłą, kiedy wciąż słyszę, choć Ciebie już nie ma.

Tata zjadał 100 korali winogron dziennie. Odliczał je z wielką uwagą. Nie sądzę, żeby się kiedyś pomylił, przez wiele lat uczył matematyki, chociaż był historykiem. Mówił, że winogrona są dobre na serce. Lubiłam ten rytuał. Myślę, że nosił w sobie coś więcej niż dbałość o zdrowie. Może to była magiczna chwila, która miała dać o wiele więcej niż dobre ciśnienie i brak migotania przedsionków. Nigdy o to nie pytałam, chociaż widziałam, że coś w tym jest. Ale o takie rzeczy się nie pyta, to byłoby świętokradztwo. Inny obraz. Ojciec obiera z zielonych łupinek orzechy. Wcale nie przejmuje się tym, że z chwili na chwilę jego dłonie stają się coraz ciemniejsze, i nie ma takiej mocy żeby to umyć. Po prostu siedzi sobie, we wrześniowym słońcu, i znowu jest tym samym chłopcem, który jeszcze w szkole obierał włoskie orzechy.
Albo taki kadr. Wchodzi Tata z Orionem, który jest ubrany w jego krawat. Wesoło oznajmia, że nasz pies ma dzisiaj urodziny, nie kupił mu nic w prezencie, więc niech chociaż w ten sposób, ten spacer różni się od innych. Ruszają obaj w stronę lasu. Kurtyna.

Jestem przepełniona wspomnieniami, wdzięczna losowi za takiego Ojca, i smutna, bo wczoraj były już drugie urodziny bez Ciebie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz