29 sierpnia - wczoraj
Miłość, ta daleka i bliska. Ludzie
mówią że poznasz ją po łamaniu chleba, po dłoniach i sercu dość
mocnym by zrozumieć, że obroty ziemi rozdają samotność.
Zwyczajną, tuż obok, inną w tłumie, i tę niezwykłą, kiedy
wciąż słyszę, choć Ciebie już nie ma.
Tata zjadał 100 korali winogron
dziennie. Odliczał je z wielką uwagą. Nie sądzę, żeby się
kiedyś pomylił, przez wiele lat uczył matematyki, chociaż był
historykiem. Mówił, że winogrona są dobre na serce. Lubiłam ten
rytuał. Myślę, że nosił w sobie coś więcej niż dbałość o
zdrowie. Może to była magiczna chwila, która miała dać o wiele
więcej niż dobre ciśnienie i brak migotania przedsionków. Nigdy o
to nie pytałam, chociaż widziałam, że coś w tym jest. Ale o
takie rzeczy się nie pyta, to byłoby świętokradztwo. Inny obraz.
Ojciec obiera z zielonych łupinek orzechy. Wcale nie przejmuje się
tym, że z chwili na chwilę jego dłonie stają się coraz
ciemniejsze, i nie ma takiej mocy żeby to umyć. Po prostu siedzi
sobie, we wrześniowym słońcu, i znowu jest tym samym chłopcem,
który jeszcze w szkole obierał włoskie orzechy.
Albo taki kadr. Wchodzi Tata z Orionem,
który jest ubrany w jego krawat. Wesoło oznajmia, że nasz pies ma
dzisiaj urodziny, nie kupił mu nic w prezencie, więc niech chociaż
w ten sposób, ten spacer różni się od innych. Ruszają obaj w
stronę lasu. Kurtyna.
Jestem przepełniona wspomnieniami,
wdzięczna losowi za takiego Ojca, i smutna, bo wczoraj były już
drugie urodziny bez Ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz