Anna
Miażdżyła w palcach nagietki, nasturcje i liście cytryny,
wtedy uśmiechała się promiennie, choć rzadko się
śmiała.
Lubiła owoce. Kiedy latem wracała z utraconego sadu,
miała ze sobą kilka gruszek albo trzy ogromne jabłka.
Chowała je wstydliwie do czarnej torebki,
tej samej, której używała do różańca i biletów.
Nie mogła jej domknąć ale robiła to z uporem.
Bała się, że ktoś przyłapie ją na posiadaniu wspomnień.
Anna nie miała domu, tylko jej dzieci miały domy do
których przyjeżdżała.
Była przygarbiona. Czekała aż jej garb stanie się domem.
Ślimaczym domem, który niesiesz w sobie zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz