środa, 18 czerwca 2014




Dziennik z wakacji - czerwiec


Lubię tak zapisany we mnie czas, lubię zapach jaśminu, dzikich róż, skoszonych pól.
Dojrzewająca wiosna odbiera ciemność nocy, dni stają się nieznośnie długie, poranki niewyspane, ucząc się rozwijać skrzydła hałasują ptaki.

Koniec nauki w szkołach, dzieciaki ze świadectwami i radością z otrzymanej wolności.
Pamiętam ogromne bukiety kwiatów, które otrzymywali moi rodzice w dniu zakończenia roku szkolnego, piękne, kolorowe wspomnienia.

Było w tej chwili coś magicznie uroczystego, wesołego i była to jednocześnie zapowiedź przygody; zwykle tego samego dnia jechaliśmy do babci.
Zawsze mówiło się: „do babci”, nawet wtedy, gdy żyli jeszcze oboje dziadkowie.
To zasługa jej silnego charakteru. Dziadek był z tych, co pachniał sianem i dam sobie rękę uciąć, że nad głową miał aureolę, choć nie było jej widać.

Często w podróży do A. spotykała nas burza.
Strumienie ciepłego deszczu lały się wokół, a gdy było już po, świat pachniał jeszcze bardziej. Babcine podwórko porastał dziki rumianek, gęsty jak prehistoryczny mech.
Do dzisiaj pamiętam jak pachniał, miażdżony butami biegających po nim dzieciaków.

Lubię tę melancholię, która przywołuje obrazy, zapachy, wspomnienie ludzi.
Ci których już nie ma, ożywają w mojej głowie, uśmiechają się na powitanie, niosą bańkę mleka, przynoszą na moje kolana szczeniaka. 
Plącze się w gałęziach jaśminu, gubię w odurzającym zapachu, kolejny raz cieszę się czerwcem.


Cdn.



3 komentarze:

  1. :)
    no! to pogadałyśmy sobie Małgoś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, wydawało mi się, że już czytałam, ale może u mnie było po prostu podobnie i też jeździliśmy do babci... Zarówno do jednej, jak i drugiej...
    Kiedy mówię Miśkowi, że jedziemy do moich rodziców, to też to jest "do babci" :D... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko choć pojedynczo wyjątkowe jednym jest Światem :)

    OdpowiedzUsuń