Dziennik z wakacji -
czerwiec
Lubię tak zapisany
we mnie czas, lubię zapach jaśminu, dzikich róż, skoszonych pól.
Dojrzewająca wiosna
odbiera ciemność nocy, dni stają się nieznośnie długie, poranki
niewyspane, ucząc się rozwijać skrzydła hałasują ptaki.
Koniec nauki w
szkołach, dzieciaki ze świadectwami i radością z otrzymanej
wolności.
Pamiętam ogromne
bukiety kwiatów, które otrzymywali moi rodzice w dniu zakończenia
roku szkolnego, piękne, kolorowe wspomnienia.
Było w tej chwili
coś magicznie uroczystego, wesołego i była to jednocześnie
zapowiedź przygody; zwykle tego samego dnia jechaliśmy do babci.
Zawsze mówiło się:
„do babci”, nawet wtedy, gdy żyli jeszcze oboje dziadkowie.
To zasługa jej
silnego charakteru. Dziadek był z tych, co pachniał sianem i dam
sobie rękę uciąć, że nad głową miał aureolę, choć nie było
jej widać.
Często w podróży
do A. spotykała nas burza.
Strumienie ciepłego
deszczu lały się wokół, a gdy było już po, świat pachniał
jeszcze bardziej. Babcine podwórko porastał dziki rumianek, gęsty
jak prehistoryczny mech.
Do dzisiaj pamiętam
jak pachniał, miażdżony butami biegających po nim dzieciaków.
Lubię tę
melancholię, która przywołuje obrazy, zapachy, wspomnienie ludzi.
Ci których już nie
ma, ożywają w mojej głowie, uśmiechają się na powitanie, niosą
bańkę mleka, przynoszą na moje kolana szczeniaka.
Plącze się w
gałęziach jaśminu, gubię w odurzającym zapachu, kolejny raz
cieszę się czerwcem.
Cdn.
:)
OdpowiedzUsuńno! to pogadałyśmy sobie Małgoś :)
Ciekawe, wydawało mi się, że już czytałam, ale może u mnie było po prostu podobnie i też jeździliśmy do babci... Zarówno do jednej, jak i drugiej...
OdpowiedzUsuńKiedy mówię Miśkowi, że jedziemy do moich rodziców, to też to jest "do babci" :D... :)
Wszystko choć pojedynczo wyjątkowe jednym jest Światem :)
OdpowiedzUsuń