Z cyklu: ważne i ważniejsze
To było jak pożegnanie z Afryką. Pachniało światem, który
się kończył.
W powrotną podróż ruszyłyśmy wcześnie rano.
Bieszczady żegnały słońcem i kolorami, jakie maluje tylko
koniec września.
Wychodzimy do auta, w tle brzmi majestatyczna końcówka The
Wall Pink Floyd.
Osiem godzin podróży, spędzonych na rozmowach, żartach,
obserwacji mijanych miejsc na przestrzeni pół tysiąca kilometrów.
W głowie myśli i pytania.
Czy już jest, czy się urodził, czy wrócę tu kiedyś, czy to
wszystko już przeminęło.
Był upalny dzień.
Pod wieczór, na polach dym ognisk, zapach jesieni.
Słońce znikało nie spiesząc się, nim zaszło, stanęliśmy pod
bramą domu.
Radość mamy, zadowolenie ojca - dojechałyśmy całe i zdrowe.
Nagle zjawia się Wanda, z daleka machała do nas, to oznacza,
że.....
Helenko! masz wnuka!!!
Radość mamy przemienia się nagle w konieczność wzięcia
kropli na serce. Ale i tak się cieszy.
Tamten poniedziałek był pierwszym dniem jesieni i naszym
ostatnim dniem w Bieszczadach.
Minęło dwadzieścia dwa lata. Nigdy więcej tam nie
wróciłyśmy.
Adam jest super człowiekiem.
Tęsknię do Bukowca.
ściski urodzinowe dla Adama :)
OdpowiedzUsuńi też mam takie swoje tęsknoty, ech
ano, każdy je ma "małe i wielkie serca łopoty, kto by tam nie znał ich" :)
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienie... Trudno się dziwić, że tęsknisz...
OdpowiedzUsuńDwa, trzy tygodnie w Bieszczadach, każdego roku, to był czas spędzony "w chmurach" :) i zawsze był wrzesień....
OdpowiedzUsuńDzięki, że zajrzałaś :)!
Z perspektywy czasu to było Twoje pożegnanie z Afryką.Co ważne,a co ważniejsze,kto wie?
OdpowiedzUsuńZioło wie swoje ;)
Piękna relacja z tego dnia
Wszystko co się nam zdarza jest ważne :)
OdpowiedzUsuń