Nazajutrz....
To był dzień wielu refleksji.
Cztery lata temu odeszła Wisława Szymborska.
Poetka, Noblistka, mądry człowiek.
Każdy ma swoje ścieżki i nici łączące go ze światem w którym żyjemy.
Wszystko się splata, miesza, łączy ze sobą i z nami.
Myślałam dzisiaj o tym jak wiele dostałam od niej, jakie miałam szczęście, że tym nieprzypadkowym przypadkiem trafiłam, w trudnym momencie życia na jej wiersze.
Dostałam od siostry tomik poezji, pod choinkę, i ten tomik stał się jedną z najważniejszych dla mnie książek.
Wtedy gdy nie potrafiłam znaleźć dla siebie „nowego miejsca”, wtedy kiedy straciłam swój dotychczasowy, znany mi świat, wiersze Wisławy Szymborskiej były początkiem układania się z życiem od nowa.
W słońcu i w deszczu, o świcie i pod koniec dnia wracałam do jej wierszy po spokój, po głębszy oddech, po nadzieję, po wiarę, że to co tak boli jeśli nie przeminie to chociaż stanie się inne.
Mówiła o tym do mnie swoją samotnością, swoim dystansem do życia, do przemijania, mówiła mi o trwałości kamienia i kruchości człowieka.
Słuchałam jej słów o braku obowiązku chmur, by razem z nami ginąć i o tym, że nie muszą być przez nas widziane, by mogły wciąż płynąć.
Wszystko co nam wydaje się konieczne, jest tylko naszym widzeniem rzeczy, wszystko co nam wydaje się wieczne, to tylko nasz naturalny sen na jawie.
Wszystko to co wiedziałam o mojej podróżnej elegii, dzięki jej poezji stało się jeszcze pełniejsze i za to właśnie jestem wdzięczna Przypadkowi, który wmieszał w mój świat Jej Wielką Mądrość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz